Trochę stresu, trochę choroby i mnóstwo pracy sprawiło, że mało mnie tu było ostatnio. Podglądam Was, czytam, zachwycam się i podziwiam, ale sama jakoś nie miałam kiedy napisać, ot tak, o niczym i o wszystkim. Postanowiłam więc do końca roku trochę odetchnąć, wyluzować i nabrać sił. Zająć się na chwilę sobą, tak bardzo egoistycznie, i wydziergać w końcu sweter, który dziergam zdecydowanie za długo (ciągle ten sam, ten niedobry, co leżał, i ustępował miejsca innym robótkom), coś przeczytać, pójść na spacer, napisać do Was, pomarzyć nad nowymi projektami...
Ten "niedobry" sweter już jest całkiem blisko końca. Nie lubię jednak tak długo mieć jednej robótki na drutach, bo zwyczajnie mija mi po jakimś czasie ekscytacja projektem i dziergam z mniejszym zapałem. Dlatego zawsze dziergam tylko jedną rzecz. I nigdy nie zrobię już tego co miało miejsce przez ostatnie pół roku! Sweter w koszyku na drutach, a ja inny robię! A potem szalik, rękawiczki i ocieplacze! I chusta była po drodze! Brrr.
Ale upodobanie do jednej rozpoczętej robótki nie zabrania mi planować co też następnego wrzucę na druty. I już wiem! Razem z moją koleżanką (modelką z kolekcji) postanowiłyśmy wydziergać Puntillę, autorstwa mojej ulubionej projektantki - Joji!
Będziemy mieć takie same sweterki, będziemy dziergać je razem, na jednej kanapie, ale w różnych kolorach. Tylko koronka będzie w jednakowym kolorze - postanowiłyśmy być oszczędne i podzielić się jednym motkiem. Kto zgadnie w jakich kolorach będą sweterki, a jaki kolor będzie mieć koronka? I która wersja będzie moja?:)
W kwestii twórczej nie tylko dzierganiem zajmowałam się ostatnio. Staram się wprowadzić do naszego domu kilka elementów, które nadadzą mu trochę piękna i uroku. Nie mówię tu o tych dużych rzeczach jak meble, ale właśnie o tych drobnych, z pozoru nieistotnych. Kilka świec, lampki zapalone wieczorową porą, trochę natury w wazonie... Wczoraj mieliśmy wigilię numer 1, którą spędziliśmy ze znajomymi. Odczuwam niesamowitą przyjemność w byciu "gospodarzem". No wiecie, musi być czysto, pachnąco, pięknie i starannie. Tak więc organizację tego spotkania postanowiłam wziąć na siebie (nie oddałabym nikomu!) i kiedy Mateusz robił przepyszne rybne kotleciki, ja niedzielę spędziłam na robieniu "małych rzeczy". Wybrałam się na krótki spacer w lekkim deszczu by przynieść świeżą porcję tych uroczych suchych, polnych gałązek i traw. Nie mam pojęcia jak się nazywają, ale są piękne! A potem zabrałam się do szykowania stołu... Może komuś spodoba się pomysł na takie świąteczne dekoracje? Wystarczy trochę natury i odrobina złota...
Na koniec powiem Wam, że planuję małą, świąteczną zabawę na blogu! Bliżej świąt możecie spodziewać się posta z wszelkimi informacjami - mam nadzieję, że tak jak zawsze, będę mogła liczyć na Waszą pomysłowość:)
Pozdrawiam,
Marzena